… Chłopcy zjedli część posiłku i ruszyli w dalszą podróż. Szli i szli. Zatrzymali się pod dwoma drzewami w cieniu i tam, odpoczywając, zaczęli jeść jajka i chleb. Nagle Apasz podbiegł do Zenobiego i zabrał mu jajko. Wszyscy zaczęli się śmiać. Zdzisław, Zenobi i Zbyszek oraz ich wierny przyjaciel Apasz ruszyli dalej. W końcu doszli do swojej ciotki. Niestety drzwi były zamknięte i nikt nie odpowiadał na pukanie. Chłopcy zaczęli szukać klucza. Pod wycieraczką znaleźli kartkę, na której pisało, że ciocia przeprowadziła się na drugi koniec Polski. Zostawiła jeszcze adres i wskazówki do znalezienia pieniędzy. Ruszyli według instrukcji. Znaleźli się w jakiejś szopie. Na kartce napisane było, że pod sianem są pieniądze na dalszą podróż. Trójka przyjaciół przerzuciła całe siano. Na podłodze leżała koperta. W niej znajdowało się 150 zł. Chłopcy bardzo się ucieszyli. Mówili, że przez resztę podróży nie będą głodować i do cioci pojadą autobusem. Zdzisław schował pieniądze do plecaka, niestety nie zapiął go do końca i koperta trochę wystawała. Szli przez rynek. Jakiś chłopiec zauważył wystającą kopertę i chciał zobaczyć, co jest w środku. Podszedł, szybko ją wyjął i zaczął uciekać. Niestety zahaczył o zamek od plecaka i nim szturchnął. Zdzisław się obrócił i zaczął gonić urwisa. Po chwili pogoni złapali go i zabrali co ich. Nie zorientowali się jednak, że brakuje 100 zł. Wrócili z powrotem na rynek. Chcieli kupić owoce, lecz gdy otworzyli kopertę, znaleźli tylko 50 zł. Kupili pieczywo i inne potrzebne rzeczy. Zostało im 25 zł. Wrócili pod dom cioci. Tam odpoczęli i zjedli. Resztę pieniędzy zostawili na jedzenie. Wymyślili, że przemieszczać się będą autostopem. Przeszli przez miasto i zatrzymali samochód, którym przejechali przez trzy wsie. Nastąpił wieczór, pojawił się problem ze spaniem. Szli przed siebie i zauważyli stary, opuszczony dom. Weszli do niego. Tam położyli się w kącie. Leżeli i nie mogli zasnąć, bo myśleli, co będzie dalej. W końcu każdy z nich poszedł spać. Rano zjedli śniadanie. Zatrzymali auto. Okazało się, że ono też jedzie do miejscowości, gdzie mieszka ciocia. Jechali przez pół dnia. Zatrzymali się i mieli o szesnastej spotkać się i jechać w dalszą podróż. Poszli kupić sobie coś do jedzenia. Następnie udali się na polanę, na której był strumień. Pokąpali się w nim i odpoczęli. Postanowili iść już na miejsce, w którym się umówili. Niestety samochodu tam nie było. Spytali pana przechodzącego obok, która jest godzina. Było dwadzieścia po czwartej. Nie wiedzieli, co mają zrobić. Zaczęli iść. Zatrzymując kolejne auta jechali przez całą noc. Było już niedaleko do cioci. Rano jak zwykle zjedli i jechali dalej. Zostało kilkanaście kilometrów. Zmęczeni chłopcy szli powoli jak żółwie. Siedli pod drzewem i usnęli. Obudzili się. Nie mieli na sobie butów i plecaków. Ktoś ich okradł. Zostawił tylko pół bochenka chleba, który, dzieląc na cztery części, zjedli. Ruszyli boso. Szli. Już było niedaleko i wszyscy uradowani skakali z radości. Apasz zaczął gonić motyla. Biegł i biegł przed siebie. Chłopcy stracili go z oczu. Wołali cały czas, ale ani śladu po psie. Żadnej odpowiedzi. Ich radość zgasła. Oczywiście zaczęli szukać swojego wiernego przyjaciela. Szukali przez kilak godzin i nic. Przechodząc obok starej wierzby usłyszeli ciche szczekanie. Natychmiast tam pobiegli. Był to Apasz. Wszyscy zaczęli go ściskać i zauważyli, że pies ma ranę. Zbyszek wziął go na ręce i ruszyli w stronę domu cioci. Zaczęli rozmawiać i wspominać wszystkie chwile podróży. Tak się zgadali, że nie zauważyli, kiedy doszli. Gdyby nie głos cioci, to by nadal szli i minęli ten dom. Irena, bo tak miała na imię ciocia, przywitała chłopców ciastem i gorącą czekoladą. Przed poczęstunkiem wszyscy pojechali do weterynarza z Apaszem. To nie było nic poważnego. Wrócili do domu. Zadzwonili do swoich mam. Niestety wakacje dobiegały końca. Po kilku dniach wrócili do naszych domów.